niedziela, 28 października 2012

Dyniowe pancakes z jabłuszkami

   Za kilka dni Halloween, wszędzie już pomarańczowo od dyń, w sklepach na półkach królują kły wampirów, sztuczna krew, i wszelkiego rodzaju przebrania upiorów. Wszyscy się przebierają, robią groźne miny i udają, że gryzą znajomych. Wesoło. I choć raczej nie obchodzę tego święta, które przyplątało się do nas z Ameryki, to i w Wawrowie czuć jego nutkę. I siedząc dziś tutaj, przy białym Senorio de los santos, i ostatnich dwóch muffinach rozmarzyłam się, i poleciałam do krainy Warhammera. Miejsca gdzie występują stwory niewyobrażalne, bestie bezkształtne, potworne cuda i magia, z którą na pewno nie poradziłby sobie sami wiecie kto. I gdybym wychodziła na halloweenową potańcówkę, na pewno przebrałabym się, za jedną z tych nieziemskich postaci. W świecie Warhammera Inwazji można być dzielnym, płomiennobrodym krasnoludem, wysokim elfem, szamanem orków lub wielkim nieczystym sługą chaosu. A kiedy gramy w Inwazję, są emocje! Zbieramy żetony zasobów, wystawiamy jednostki, atakujemy stolicę przeciwnika. Jedno obrażenie, drugie, trzecie, i kiedy myślimy, że już po nim... wtedy bach ! wchodzi Grimgor, i pozamiatane ;-) Niejedną bitwę tak przegrałam. I stąd się biorą wojny domowe. Karty latają, żetony spadają, piski i wrzaski. Oj nie lubię przegrywać ;)
   Zupełnie inne emocje są przy gotowaniu. Widocznie równowaga w przyrodzie musi być. Gdy gramy, jestem wojownikiem, nie pozwalam dotykać swoich kart ani nawet dawać sobie całusów ;-)  Natomiast kiedy gotuję, lubię jak Tomasz przychodzi, wącha, szuka smaków, głaszcze mnie po plecach i przytula się, zaglądając przez ramię co tam w garnuszku się dzieje. Dziś z racji strasznego święta działo się mnóstwo. Było bardzo pomarańczowo, dyniowo i przesłodko.

Dyniowe pancakes z jabłuszkami








Potrzebne będą (porcja dla 3 osób):

Pankejki:
- 2 szklanki mąki
- 1 łyżeczka proszku do pieczenia
- 1/2 łyżeczki sody
- 1/2 łyżeczki soli
- 1&1/4 szklanki maślanki
- 1 szklanka puree z dyni
- 2 jaja lekko ubite
- 2 łyżki roztopionego masła

Jeśli nie dostaniecie, dyniowego puree w puszce, to bardzo łatwo je przyrządzić samemu. Dynię pokrójcie na kawałki  i wybierzcie pestki. Pozostały miąższ duście na patelni kilka minut. Kiedy dynia zmięknie, zgniećcie ją widelcem, aż do uzyskania papki. Dynie trzeba mocno odparować z wody, bądź odsączyć na sitku. Odstawiamy do ostygnięcia i już!

Wszystkie składniki połączcie razem w misce, mieszając delikatnie drewnianą łyżką. Jeśli zostaną grudki, to nic nie szkodzi. Smażcie na rozgrzanej patelni, niewielkie placuszki ;-) Z patelni ściągamy kiedy zbrązowieją.

Jabłuszkowa polewa:
- 2 duże jabłka
- cynamon
- syrop z agawy
- 2 łyżki masła

Jabłka pokrójcie w kawałki, posypcie cynamonem i włóżcie na patelnię, na masełko. Gdy zmiękną obróćcie na drugą stronę i podsmażcie chwilkę. Potem już tylko wystarczy polać je syropem z agawy, i potrzymać na małym ogniu, aż się zagrzeje.
Placuszki poukładajcie jeden na drugim, polejcie sosem i jabłuszkami. Witam, oto niebo ;-)

Smacznego,
Alicja

A oto co zostało z naszej dyni...





 

piątek, 26 października 2012

Jajo i grzanka

Niniejszy wpis dedykuję, mojemu najlepszemu Szwagrowi!
   Tak bardzo chciałam przygotować dziś pyszne śniadanie, aż... spóźniłam się do pracy ;-) A mówiłam, że nie umiem wstawać wcześnie. Dziś było pół godziny za późno. Tuż po otworzeniu oczu, miałam śniadaniowe olśnienie. Jajecznica. Zaraz potem myśl numer dwa: grzanka.
   Jajka są ekstra. Fajne jest to, że można podawać je na różne sposoby, i są bardzo łatwe w przygotowaniu. Chociaż, to nie lada sztuka ugotować jajko tak, aby białko się ścięło a żółtko było płynne. Mi zdarza się rzadko, najczęściej fuksem. Zawsze wtedy, kiedy się nie uda, zjadam tylko środek. Kolejnym żółciutkim cudeńkiem jest kogel-mogel. Tak tak, zajadałam się nim wraz z siostrą. Jeden był tylko z cukrem, drugi z kakao. I wsadzałyśmy palce, aż po sam spód szklanki, żeby wydobyć każdy ciągnący się kawałek tej słodyczy. Oczywiście nie ma kogla-mogla, bez konkursu ucierania. Na miejsca... gotowi... start! Zwycięzcą zostaje, siostra Magdusia ! ;-) Odpłacałam jej, notorycznym siedzeniem we wspólnym pokoju, kiedy przychodzili do niej chłopcy ;-) Gdy już nieco podrosłam, jajka w postaci jajecznicy, genialnie sprawdzały się jako posiłek na kaca. O tak! Zrobiona na masełku, z zarumienionymi parówkowymi kuleczkami, cebulką, solą i pieprzem, idealnie wpasowywała się w poranne studenckie jedzenie, po długich opowieściach o kosmosie. Sadzone, gotowane na miękko czy na twardo, każdy ma na nie swój ulubiony sposób. Można gorące, nie ścięte dokładnie żółtko maczać we frytce. Mmmmm... Ugotowane na twardo, smarować majonezem lub ćwikłą. Podawać z cholernie słonym bekonem, mini fasolką, tostami i czuć się jak Ela w koronie. Można też dla jajek, złapać kurę na... wędkę. Jest w naszym domu taka anegdota, opowiadająca o tym, jak to Tato mój kochany, zarzucając wędkę za płot sąsiadów, złapał kurę. Ptaszysko chyba nie przeżyło, ale sztama z sąsiadami trwa do dziś. Kurki to głupie stworzenia. Wystarczy im rzucić cokolwiek z werandy, i już przebierają tymi różowymi łapkami i grzebią w ziemi. Kogut natomiast... kogut, to sobie nie pozwoli na takie traktowanie ;-) Zdarzyło mi się przedrzeźniać jednego koguta. Nie był zadowolony, że ktoś śmie budzić razem z nim całe podwórko. Patrzył na mnie zadziornie jednym okiem, i piał jak tylko mógł najgłośniej. Głuptas. I tylko babuni Stasi się boi. Znam też przypadki, panowania kokoszek nad człowiekiem. Bo można bać się kurczaków ;-) Coś o tym wie, mój dobry kolega Łukasz! ;-)
A ja kury będę miała, w swoim maleńkim domku na końcu świata. I koguta, co bym miała komu dokuczać.
I wtedy Marta powie: "Nikt nie będzie miał, takich jaj jak ty!"      
 

Jajecznica na grzance, z suszonymi pomidorkami i rukolą.





Potrzebne będą:
- 4 kromki ciemnego chleba
- 4 jaja
- suszone pomidorki (mogą być w zalewie)
- kilka listków rukoli
- sól, pieprz
- masełko
- ząbek czosnku

6 suszonych pomidorków pokrójcie na małe kawałki, wrzućcie na patelnię. Nie trzeba ich odsączać jeśli są w oliwie, wtedy dajemy tylko odrobinę masełka, żeby jajka nam się nie przypiekły. Kiedy się podsmażą chwilkę, dodajemy roztrzepane jaja, rukolę, sól i pieprz. Ścinamy według uznania, ale tak by nie ciekło nam z kanapki.
Międzyczasie w opiekaczu "wyskakująca kanapka" lub piekarniku, pieczemy kromki chleba. Jeśli jesteście wielbicielami czosnku, to dodatkowo gotowe grzanki, można natrzeć jednym ząbkiem.
Teraz tylko połóżcie jajecznicę na chrupiące kanapeczki i podajcie do stołu.

I pamiętajcie kochani, kupując jajka, wybierajcie te z oznaczeniem 0 lub 1.
0 - oznacza to, że jaja pochodzą z fermy ekologicznej. Kury swobodnie chodzą po dworze, śpią w kurniku, karmione są pożywieniem bez dodatków chemicznych.
1- jaja chowu na wolnym wybiegu, kury żyją w kurniku ale mogą z niego wychodzić.

Życzę przyjemnego śniadania!
Alicja


Ps. dzisiaj w pisaniu pomagał Goran.



czwartek, 25 października 2012

Suszone pomidorki na jajku i fasolce.

Czas na herbatę!
    Chyba nie ma, nieodpowiedniej pory na herbatę. Można pić ją z każdym, zawsze i wszędzie. Zielona, czerwona, biała czy klasyczna czarna, każda ma w sobie coś zaskakującego. Nawet naszą prostą sagę, można zamienić, w baaaardzo przyjemne 5 minut. Wystarczy chcieć! Dodajemy do niej, co nam tylko do głowy przyjdzie i już.
Moim ulubionym smakiem, jest ostatnio czarna herbata z malinową konfiturą, którą przywiozła nam Danusia (za co dziękujemy pięknie i nie ukrywamy, że przydałoby się więcej ;-] ). 
Dżemik, a raczej przetarte maliny z syropem, są idealnie osłodzone. Dodaję dwie łyżeczki do gorącej, zaparzonej już odpowiednio herbaty i jestem w niebie ;-) Napar rozjaśnia się, nabiera lekko różowego koloru. Nosem wciągam, słodki zapach leśnych owoców. Maliny rozpuszczają się i tworzą, jakby malutkie galaretki, pływające po herbacianym morzu. Pierwszy łyk za pomocą łyżeczki. O jaaaaa.... koniec. Po mnie. Pestki plączą się miedzy zębami, aby zaraz potem wpaść do niecierpliwego brzuszka. Jest jeszcze lepiej, gdy mamy maliny z dodatkiem alkoholu. Wtedy ciepło trzyma się brzuszka, bardzo, bardzo, bardzo długo. Tak przyrządzony czaj, najlepiej smakuje wieczorem, pod kołdrą. Albo w nocy, gdy z rosyjskim artystą, wybieracie się do pobliskiej galerii, sprawdzić czy ktoś nie wcina Big Maca. Fanki 'Seksu w wielkim mieście', uśmiechają się teraz szeroko ;-) 
A rano? Przy śniadaniu, tradycyjna herbatka z cytryną i miodem. Choć ja wolę zamienić, cytrynę na limonkę. Ma znacznie ciekawszy aromat. O! Albo z zimnym mlekiem. Tak zwana bawarka. 
Popołudniowa przerwa w pracy z Olą, i zielona sencha z dodatkiem żurawiny, płatków jaśminu. Miło nam się dziś piło. Jutro powtórka! Leniwa niedziela w praskiej kuchni z Żanetką, i cynamonowa, mocno czarna herba.
Jesienne smarkania i herbata z sokiem z dzikiego bzu. Mam dwie znajome czarownice, które co roku przyrządzają pełne słoiki tego cudownego naparu. Słój był wielki, pełen i... wypity w 3 dni.  Walentynki, korzenny czaj z cukrowymi serduszkami. I tak mogłabym do jutra, bo smaków i zapachów zatopionych w kubkach, nie ma końca. 
    Ja tu pitu pitu, a miało być jeszcze o pomidorkach! Uwielbiam suszone pomidory. Wszystko w nich kocham. Kolor, smak, zapach, pomarszczenie. Są kapitalne. Jadłam je dziś, wczoraj, przedwczoraj. Zawsze zanim taki pomidorek znajdzie się w moich ustach, najpierw oglądam go z każdej strony, i wyobrażam sobie, jak pięknie był wystawiony na włoskie lub hiszpańskie słońce. Komponują się idealnie z czarnymi oliwkami. Poprawiają smak kanapek, mięs, zapiekanek czy pizzy.
Mają tylko jedną wadę, są drogie. Za małe opakowanie tych pomarszczonych perełek, trzeba zapłacić ponad 10 zł.
A jak nie ma pieniążków to trzeba sobie... samemu ususzyć ;-) Tak jest moi mili. Można stać się przez chwilę Davidem Copperfiieldem i zamienić swój piekarnik w Toskanię. ;-) Zatem, śniadanie sprzed kilku dni, i jak ususzyć pomidora ;-)


Suszone pomidorki na jajku i fasolce.





Na śniadanie dla dwóch osób, potrzebne będą:

- duży pomidor
- 1/2 cebuli
- zioła prowansalskie
- 2 ząbki czosnku
- pół puszki czerwonej fasoli
- 1/2 łyżeczka kminku
- sól i pieprz
- szczypta mielonej ostrej papryki
- 2 tortille
- oliwa z oliwek
- 2 jaja 
- kawałeczek żółtego sera

  
Pomidora pokrójcie na grube plastry, posmarujcie oliwą, posypcie ziołami prowansalskimi i ułóżcie na blaszce do pieczenia. Wstawcie do piekarnika na 150 stopni i suszcie przez kilka minut. Najlepiej smakują, kiedy skórka już lekko zbrązowieje i będzie bardzo pomarszczona. 
Posiekaną cebulkę i czosnek, podsmażamy na dwóch łyżeczkach oliwy. Dajemy cebulce tylko się zeszklić. Dodajemy fasolkę i przyprawy (sól, pieprz, kminek, czerwoną paprykę). Dusimy przez chwilę, tak by fasolka się zagrzała. 
Tortille podsmażamy z dwóch stron na patelni, na oliwie, sadzimy jajka według uznania. 
Na talerzykach ułóżcie tortille, pokryjcie ją fasolową mieszanką i posypcie serem. Na wierzchu układamy jajko i ususzone pomidory. Listki bazylii świetnie sprawdzą się jako dodatek między jednym pomidorkiem a drugim. 

Zróbcie sobie jutro pyszne śniadanie! 

Pomidorowe fakty: Suszone pomidory zachowują swe odżywcze właściwości. Są bogatym źródłem antyoksydantów oraz witaminy C. Co więcej, mają mało kalorii!


Przy dzisiejszym wpisie pomagała... 





wtorek, 23 października 2012

Bombowy chlebuś!

    Tak bardzo nie lubię, wstawać rano! Śpioch ze mnie największy! Nie żebym tam rzucała budzikami o ścianę. Co to, to nie. Ale wstawanie nigdy nie należało, do moich ulubionych porannych czynności. Bo jak tu wystawić stopę, spod tej ciężkiej, gorącej kołderki. No jak? Pod kołdrą wszystko jest stokroć lepsze! Spod pierzyny, lepiej ogląda się filmy. Słonecznik łatwiej się dłubie, a potem nawet okruszki na prześcieradle nie przeszkadzają. Można się mocno 'zakołderkować', i smyrać swoją stopą, stopę Ukochanego! I właśnie dlatego, śniadania zawsze schodziły na drugi plan.
    8:00 pobudka, i już gonią mnie smaki. Granulki białego sera, szczypiorek, rzodkiewka, pieprz i sól. Wszystko szybko, do słoiczka po miodzie. Do tego kanapka z rzodkiewkowymi kiełkami. Torba, kalendarz, całus, autobus. Potem było jeszcze milej! Herbata którą przyniosłam w zeszłym tygodniu, jeszcze się uchowała. Listki mięty zasadzone przez Mamcię Basię, rosnące pod winogronem, zasuszone w czerwonym pudełeczku. Rzecz jasna bez cukru. Brak słodyczy wyrównałam przy 'podobiadku' piernikowym latte. Mmmmmmm... Idealne proporcje; 35 ml espresso, 15 ml syropu, reszta mleka. Mocniej zagrzane, bezbąbelkowa pianka na górze. Autorka tego cudu: Marta. Ona doskonale wie, co lubię. Lokalizacja: moja była praca, miejsce miliona słodkości. Muffiny, migdały, maliny, tiramisu, suszona śliwka, fiołki, cappuccino po parysku, czekoladowy royal... Właśnie sobie przypomniałam, dlaczego tak bardzo lubiłam tam pracować. ;-) Spacer do domu przez pola i już jestem z wami.
    A dziś, propozycja na kolację: szybka w przygotowaniu, tania, lekka, wybuchowa. Przedłużająca życie, wzmacniająca serce i... podnosząca doznania erotyczne!


Kromki z serkiem i granatem.



Potrzebne będą:
1 granat (Kupując granat, weźcie go do ręki, musi być ciężki, skórka gładka i lśniąca)
2 kromki ciemnego chleba (Ja wybrałam razowy ze słonecznikiem)
śmietankowy serek do smarowania (Ten puszysty sprawdza się najlepiej)
2-4 listki pietruszki do dekoracji

Chleb smarujemy, grubo serkiem. Granat ciach na pół, i łyżeczką wydłubujemy czerwone pestki, które potem układamy na kanapkach. Dekorujemy pietruszką , wcinamy, a potem idziemy do sypialni ;-)

Na koniec jeszcze kilka zalet wybuchowego owocu.
- nawilża skórę
- zmniejsza ciśnienie krwi
- działa korzystnie przy astmie
- zapobiega procesom starzenia się

Smacznego moi wiecznie młodzi czytelnicy! ;*


poniedziałek, 22 października 2012

Winter is coming!

... więc trzeba robić zapasy na zimę i zapełniać brzuszki! Żeby były miłe, okrąglutkie i aby grzały nas w zimowe poranki. Ach tam! Najwyżej wasi chłopcy będą mówić na was "pączusie" A potem... http://www.youtube.com/watch?v=TYSNTy32PG0  ;-) (3 minuta). Moje podwórkowe wróble oprócz tego, że przynoszą sporo plotek ( ćwierkają, albo żeby być na czasie; tweetują prawie tak jak te ze "Śniadania na Plutonie" ) już zaczęły zbierać małe co nieco.
  Na dworze żółto, pomarańczowo, złoto-orzechowo. Uwielbiam stawać pod naszym ogromnym orzechem i wąchać jesień. Jesień którą czuć w spadających liściach, dymie z ogniska u sąsiada, brudnych łapach Kropczana, grzanym piwie z miodem i goździkami. Udała nam się jesień w tym roku. Niestety ostatnio wraz z kolorową pogodą ducha przyplątała się pierwsza grypa. Siedząc w domu i grzejąc tyłek pod kołdrą, co robiłam? Gotowałam. Oczywiście była masa czosnku, mleka z czosnkiem, kanapek z czosnkiem, kapsułek czosnkowych. Wszystko było z czosnkiem. Czosnek. Czosnek. Czosnek. Nawet mój Tomuś był czosnkowy. Wspierał mnie w tych śmierdzących chwilach i wcinał go ze mną. I tak; z miłości do jedzenia, z konieczności zmiany smaku, chęci dzielenia się i przede wszystkim dzięki przemiłym słowom Nastazji i Dominiki (ach ta świetlana przyszłość która nas czeka!) powstał "This is Alicious".

 Smaki, kolory, zapachy, puszyste konsystencje. To wszystko kieruje nasze dłonie po te pyszne potrawy.
Smaki, kolory, zapachy, puszyste konsystencje. Chwytamy, otwieramy usta i już jesteśmy w niebie. Czekoladki się rozpływają, orzechy chrupią między zębami, kardamon drażni nos, ser pleśniowy przykleja się do języka, winogrono pryska sokiem, a słodziutkie mleko z zupy mlecznej idealnie spływa po gardle.
Smaki, kolory, zapachy. Lubię!
Kochani! Poczekajcie! Muszę iść coś zjeść ;-) haha

 I tak od kilku dni, pichcimy. W kuchni bałagan, mamcia Basia nie pocieszona. Brukselka, dynia, wino, granat, całus, mąka kukurydziana, drugi całus, orzechy, majonez, widelec na podłodze, sól aaaaaaaa nie jeść! Zdjęcie! Pstryk! Dobra jest! I mamy bloga.

 Zatem smacznego.


 Pamiętacie to wspaniałe uczucie,  kiedy wchodzi się do babcinej piwnicy a tam słoiki pełne pyszności niczym mityczne skarby? Co za pytanie! Pewnie,że pamiętacie. Chciałoby się wszystkie je schować pod sweterek i uciec. Zanieść do najlepszego chemika, aby poznał ten cudowny składnik który sprawia, że topniejemy, jak te bałwanki na widok jabłuszek, buraczków czy wisienek.
Porzekadło XXI wieku mówi, że "dzisiejsza kobieta już nie gotuje jak swoja matka, ale pije jak swój ojciec" Eee tam! Kilkanaście dni temu postanowiłam być jak babcia. I ze swojej piwnicy zrobić magiczną jaskinię. Przed domem jabłka spadały z drzew. W szafce siedział cicho cynamon i czekał na swoją wielką chwilę.

KUCHNIA PEŁNA MIŁOŚCI I JABŁEK czyli gotujemy słoiki




Potrzebne będą:
- 2 kg. jabłek
- mielony cynamon
- kilka łyżek cukru
- słoiki
- ogromniasty garnek
- ścierka

Jabłka obieramy i kroimy w kawałeczki.
Opcja nr 1 - kompot
Pokrojone jabłka wrzucamy do słoika, dodajemy łyżek cukru, tyle na ile mamy ochotę, aby były słodkie.
Zalewamy wodą. Zakręcamy. Najlepiej poprosić mężczyznę. Będziemy mieć dobrze zakręcone słoiki a i mężczyzna zostanie doceniony ;-)
Opcja nr 2 - smażone np do szarlotki
Pokrojone jabłka smażymy na patelni z cukrem i cynamonem do momentu aż będą miękkie.
Siup do słoika i zakręcamy,

Do wielgachnego gara nalewamy wodę, 3/4 wysokości naszych słoików. Na spód kładziemy ściereczkę, aby nie popękały podczas gotowania. Gotujemy ok 30 minut. Po wyjęciu stawiamy je do góry nogami aż do ostygnięcia. I mamy, magiczną piwnicę ;-)
Ps. nie zapomnijcie o opisaniu słoików, będzie się jeszcze milej na nie patrzyło.