piątek, 5 kwietnia 2013

Kuskus z kardamonem, mietą i mandarynkami.

  Ćwiczę. Przysiady, brzuszki, skłony, unoszenie ud do góry, silną wolę, stopę flex, wstręt do majonezu po 18:00, rozciąganie mięśni, niekupowanie drożdżówek, czytanie książki o zdrowym odżywianiu się ( a raczej przeglądanie jej). Ćwiczę. No dobra. Staram się. Razem z sąsiadką się staramy. Wpadłyśmy na ten genialny pomysł jakieś dwa może trzy tygodnie temu. Ona wpadła. - Ej Alka, dawaj będziemy ćwiczyć! Ja mam niedługo wesele siostry... a Ty, nooo... Ty... tez jesteś gruba, więc ćwiczmy! - i tak oto, poznałam Ewę Chodakowską ;D Spędzając czas w swojej kopalni, czytajcie pracy, przejrzałam zdjęcia wysyłane na profil Ewy, przez kobiety które stosują się do jej ćwiczeń. I durna, uwierzyłam. Uwierzyłam w te wszystkie najpierw grube a potem chude brzuchy, w te o kilka centymetrów mniejsze uda, w te znikome boczki, i pupy nie jak powierzchnia księżyca lub ulica Sikorskiego w Gorzowie, oblane dziurami cellulitowymi, a piękne, gładkie, jabłuszkowe tyłki. O! Ćwiczymy. Treningi idą zdecydowanie lepiej, niż silna wola i cała reszta.
  Ale od początku. Do wyboru mamy, dwie sale treningowe, tj. mój salon i salon sąsiada. Przygotowałyśmy sobie kapitalne karty fitness. Imię, nazwisko, wszystkie pomiary miejsc ciał naszych, odbiegających od normy. Pełen profesjonalizm. Podłączamy Ewę do telewizora ( w końcu zaczęłam go używać), ubieramy legginsy, spodenki w serduszka, majtki w Myszkę Mikki, koszulkę z napisem "Polska", i inne obciachowe ubrania i dajemy czadu. Naprawdę dajemy. Starcie nr 1 - Ćwiczenie pierwsze. O matko! Już nie mogę! Cooooo? Jak ona to robi? Woooooody! Ćwiczenie drugie. Eeee łatwiutkie... Ała, ała! Nie mogę. Ćwiczenie któreś tam. Przecież ja tak nie zrobię, jestem za gruba. O! O! Zobacz, robię, jezu już nie mogę. Na to wszystko irytujący głos instruktorki: "Pamiętaj, że twoje ciało może więcej niż podpowiada ci twój umysł". Taaa, jasne. Ćwiczenie ostatnie. Leżymy na plecach, nogi zgięte, unosimy barki i głowę, mocny brzuch i wymachujemy rękoma. Trzęsłyśmy się jak galarety. Koniec. Zakwasy, wielkie jak wszechświat, ale ubaw po pachy. Sądzę, że więcej kalorii straciłyśmy śmiejąc się, niż podczas 40 minutowych wygibasów. Ćwiczymy. Wracam do domu, i już od progu słyszę jak lodówka woła do mnie: "Mamoooo" Siet. Zżarłam. Kanapkę z majonezem. Podwójny siet. Nic to. Ćwiczymy. Idzie już coraz lepiej. Dużo dała nam ostatnio widownia. Przystojni, wspaniali mężczyźni, siedzący wygodnie w fotelach, podziwiający nasze wypięte pupy. - Dajesz Alusiu! Jeszcze trochę! Dobrze Monia! Tak jest!- Ćwiczymy. Moje ciało się buntuje. Mięśnie ud odmawiają współpracy, brzuch nie chce się napinać, jedna komora wysiada. Ćwiczymy. Nie wymyśliłam jeszcze, jak poradzić sobie z tymi wszystkimi pysznościami które czekają na mnie w lodówce. Najlepiej, żebym w ogóle ich nie widziała. Przecież nie wyrzucę. No to co, chyba je zjem...     ;)

Przed ćwiczeniami, po, lub też zamiast można zrobić sobie egzotyczną potrawę. Trochę koloru, smaku, wiosny której nam tak brak znajdziecie na tym talerzu.

Kuskus z kardamonem, miętą i mandarynkami!




Potrzebujemy:
- pół szklanki kaszy kuskus
- szklanka bulionu warzywnego
- kardamon mielony
- cynamon mielony
- łyżka oliwy
- 20 g zielonych oliwek
- 2 mandarynki
- kilka listków mięty

Kuskus zalej wrzącym bulionem, przykryj i odstaw na 5 minut. Pokrój mandarynki w kostkę, oliwki w plasterki, posiekaj miętę. Gdy kasza będzie gotowa i wchłonie bulion, wymieszaj ją ze wszystkimi składnikami i dopraw do smaku odrobiną kardamonu, cynamonu i soli. Z przyprawami radzę być ostrożnym! Kardamon ma bardzo mocny smak i zapach, za dużo popsuje nam potrawę. Podczas dodawania, po prostu spróbujcie odrobinę. Najlepiej podawać na ciepło.

Tutaj podałam z grillowanym kurczakiem. Pierś przyprawiona estragonem, czosnkiem i słodką papryką, solą i pieprzem, przygotowana na grillowej patelni z odrobiną oliwy. Posypałam pietruszką.

Smacznego,
Alicja ;)

czwartek, 21 marca 2013

Aromatyczne jajka ziołowe

Jajko odsłona nr 3.
Dziś już ostatnie jaja. Do świąt jeszcze tydzień, więc śmiało możecie wypróbować je najpierw na sobie, zanim podacie na stół. Mi zdecydowanie najbardziej smakowały... czekoladowe! Na pewno przygotuję je w wielkanocną niedzielę jako słodki pośniadanik ;) Już widzę uśmiechnięte, umorusane, buzie moich małych japończyków
Ziołowe jaja wyszły pachnąco, zielono, szczypiorkowo. Przyniosły lekki powiew wiosny, której wszyscy wyczekujemy a która chyba wzięła zmianę Królowej Śniegu. Zioła nie zmieniły znacząco smaku jajek, bardziej nadały im zapachu i delikatnego posmaku. Jedno zjadłam tylko z solą i pieprzem, a następne już polałam sosem o zdecydowanym, kwaskowym smaku. Jest ostry więc uwaga z ilością ;) 

Jaja biorą udział w durszlakowej akcji : Wielkanocne Smaki III 
Poczytać o tym możecie tu:  http://mirabelkowy.blogspot.com/2013/03/wielkanocne-smaki-iii-zaproszenie.html

 Aromatyczne jajka ziołowe







Potrzebujemy:
- jajka
- 1 pęczek szczypiorku
- 1 pęczek estragonu (jest trudno dostępny, więc można śmiało kupić suszony)
- 1 pęczek natki pietruszki
- 2 ząbki czosnku

Na sos:
- 2 łyżki octu ziołowego
- 4 łyżki oliwy
- 1 łyżka mleka
- 1 łyżeczka musztardy dijon

Jajka, zioła należy delikatnie umyć i dokładnie osuszyć. Razem z czosnkiem zamykamy wszystko w słoiku/pojemniku na 3 dni. Po upływie 3 dni wyjmujemy zioła, jeszcze raz myjemy, osuszamy i siekamy.
Przygotowujemy sos, mieszając ze sobą wszystkie składniki plus wyciśnięty lub posiekany czosnek. Jaja gotujemy na twardo, podajemy na sałacie lub rukoli. Polewamy sosem i posypujemy ziołami.

Tak owinięte ziołowym zapachem jaja, można gotować na miękko i podawać tylko z solą i pieprzem.

Smacznego jaja!
Alicja

środa, 20 marca 2013

Kremowe jajka z kurkami

Jajko odsłona nr 2.
Tradycyjne potrawy są najlepsze. Każdy to wie! Bo przecież babcie, mamy, robią wszystko najlepiej. Pierogi lepią najsmaczniejsze i z najładniejszymi zawijasami, rosół ma najlepszy makaron, naleśniki są zawsze odpowiednio i słone i słodkie, a zupa mleczna ma idealną konsystencję.
Nawet jajko na twardo ugotowane przez mamę jest lepsze. Też tak macie? O! A co jeszcze dziwniejsze! Kanapki robione przez kogoś, zawsze smakują lepiej. Zaskakujące, ale prawdziwe ;) Już w następny piątek ruszą rady i polecenia: dodaj więcej musztardy, źle mieszasz, pomieszaj inną łyżką, podsmaż bardziej, inny kolor musi mieć, nie w tej misce, wszystko po to aby niedzielne śniadanie trwało 10 minut, i żeby brzuchy były zadowolone. A żeby były, i zadowolone i nieco zdziwione, zamierzam zrobić coś nowego. I tak na próbę powstały kremowe jaja z kurkami.


Kremowe jaja z kurkami





Na osiem jaj potrzebujemy:
- 8 jaj ;)
- 100 g małych kurek
- 50 g masła
- 100 ml gęstej śmietany
- szczypta gałki muszkatołowej
- sól, pieprz

 Jajka należy umyć i wytrzeć. Łyżeczką obtłuczcie delikatnie szpiczaste wierzchołki jajek. Zdejmijcie skorupki tak by powstał spory otwór, mniejszy niż do połowy jajka. Wylejcie zawartość do miseczki i wyczyśćcie jaja z włókien. Możecie je wyparzyć, ale to kwestia już indywidualna. Skorupki odstawiamy do wyschnięcia i zabieramy się za kurki.
Podsmażamy je na małym ogniu na 1 łyżce masła do momentu, aż puszczą sok.
 Jaja lekko ubijamy widelcem, przyprawiamy solą, pieprzem i gałką. Przygotowujemy kąpiel wodną*, podgrzewamy całość, mieszając. Jaja powinny się lekko ściąć. Dodajemy masło, dobrze mieszamy, potem kurki i na koniec śmietanę już po zestawieniu z kąpieli wodnej. Tak przygotowaną, wymieszaną masę wkładamy delikatnie do skorupek.
 Przybierzcie potrawę małym grzybkiem, listkiem czegoś zielonego i podajcie na stół. Efekt otwartych buź i zadowolonych brzuchów murowany ;)

 * Kąpiel wodna - ustawiamy miseczkę z czymś co chcemy rozpuścić/podgrzać/itd na garnku z gorącą lub gotującą się wodą.

 Smacznego,
Alicja

wtorek, 19 marca 2013

Czekoladowe jaja

Jajko odsłona nr 1.
Własna Kinder Niespodzianka? Proszę bardzo! Bez zabawek, więc raczej dla dorosłych. Choć po takim afrodyzjaku jakim jest czekolada, dorośli też mogą się miło zabawić ;) Więcej nic nie piszę! Lecę robić następne jajo.
A Wy popatrzcie, poczytajcie. Oby się spodobało i w późniejszym czasie smakowało! Wyszło przepysznie! Zresztą to czekolada, więc musi być dobre! I efektownie się prezentuje, nie to co zwykły mazurek!

Czeko czeko czeko jajo!




Czekoladowa niespodzianka

Na dwa jaja potrzebujemy:
- 2 jaja ;)
- 50 g gorzkiej czekolady
- 50 g orzechów ( ja dałam włoskie)
- 50 ml słodkiej śmietanki 36%
- czubatą łyżkę cukru pudru

Myjemy i wycieramy jajka. Wierzchołek jaja lekko tłuczemy małą łyżeczką i zdejmujemy skorupki. Mniej więcej do 1/3 wysokości jaja. Wylewamy zawartość, dokładnie płuczemy, oczyszczamy z włókien i odstawiamy do wyschnięcia. trzeba to robić bardzo delikatnie, żeby jajko nam się nie zgniotło.
Przygotowujemy wodną kąpiel* i rozpuszczamy w niej czekoladę, dodajemy śmietankę i mieszając łączymy je ze sobą. Orzechy należy uprażyć na gorącej patelni bez tłuszczu. Jeśli bardzo nie lubicie, to usuńcie z nich skórki poprzez pocierani ich między dłońmi. Ja skórki zostawiłam bo nie mogłam się doczekać tej czekoladowej pyszności. Tak uprażone orzeszki razem z cukrem pudrem i odrobiną wody miksujemy w blenderze aby powstała gęsta, wilgotna masa.
Teraz już tylko ostrożnie napełniamy skorupki na zmianę czekoladą i masą orzechową. Można posypać wiórkami kokosowymi, będzie wyglądało bajecznie!

* Kąpiel wodna - ustawiamy miseczkę z czymś co chcemy rozpuścić/podgrzać/itd, na garnku z gorącą lub gotującą się wodą.

Smacznego czeko-jaja!    

sobota, 9 marca 2013

Odwrócone ciasto ananasowe

   Ile razy w życiu się przeprowadzaliście, hmm? Ja 6. Z Wawrowa do Leeds, z Leeds do Wawrowa, z Wawrowa do Poznania, z Poznania do Wawrowa, z Wawrowa do Warszawy, i z Warszawy do Wawrowa! Uff... i jak na razie starczy mi tego. Na opowieści z miasta koziołków, studenckiego mieszkania, zapiekanek "Tej", operologii i tramwaju nr 6, przyjdzie pora. Dziś stolica.
  Peron nr 1, ja, ogromna walizka i płacząca Mama - tak wyglądał mój dzień przeprowadzki do Warszawy. Po co, i na co mi to było? Z miłości. Pofrunęłam na skrzydłach miłości, do Tomaszka. Grudzień. Zima. Okropność. Praga. Jeszcze większa okropność. Ja, Tomaszek, Hobbici i Józia. Cały nasz domek. Później pojawił się Michał M, który zaraził nas Warhammerem Inwazją. I tak sobie mieszkaliśmy w dwupokojowym mieszkaniu, niedaleko meneli, przy Rondzie Starzyńskiego, nad Wisłą, przez pół roku.
  Pierwszy dzień w pracy, pierwsze spotkanie z małą, cwaną, wredną, ale (co się później okazało) kochaną istotką o oczach jak księżyce. Pierwsze zdanie - "Alicja, wykałaczki" Pierwsza odpowiedź "Pfff, wiem." Potem już tylko wspólne picie bananowego piwa, ciągłe słuchanie Adele, skrupulatne, zakrapiane inwentaryzacje, zmiany od 5 rano, super paw w Łazienkach. Miło było Angelka, prawda? Picie piwa pod Pałacem Kultury to chyba nie był za mądry pomysł haha. Obyło się bez mandatów ;) I te wszystkie pyszności! Sałatki, świeżutkie kanapki z mozzarellą i bazylią, malinowe smoothie, gorąca czekolada i uśmiech na buziach klientów. Moja praca w Cafe Clubie była bardzo pyszna! Mimo tego, że wstawałam o 4:00 i, że czasem było ciężko to bardzo lubiłam do niej chodzić.
   W domu wojowałam z kotem, gotowaliśmy wspólnie obiady, graliśmy w planszówki. Chodziliśmy nad Wisłę, pić piwo, robić ogniska. O jaaaaaaaa! Pamiętasz Wat jak upiekłeś nam łososia! Ale był smaczny! Czasem też się po prostu nudziliśmy, wtedy z Żanetą oglądałyśmy "Gotowe na wszystko". Siedziałyśmy na kanapie i śledziłyśmy perypetie Desperatek. Po kilku seansach Michał podarował nam, mięciutki, niebieski kocyk! Oczarowane Bree Van de Kamp, próbowałyśmy gotować jak ona. Wychodziło.... różnie. Kilka dni temu Żan zaproponowała, abyśmy telepatycznie się połączyły i upiekły specjał Pani Kamp, Odwrócone Ciasto Ananasowe. No to upiekłam. Żan przełożyła pieczenie na kolejny weekend, więc nie wiem jeszcze jak jej wyszło, a moje prezentowało się całkiem całkiem. No i nie rozlało się, i było smaczne!
  Czy tęsknię za Warszawą? Może odrobinę. Za Przyjaciółmi którzy tam zostali, za starym kinem Luna, które pachnie porządnym starym fotelem, i za gorącymi pączkami.

Odwrócone ciasto ananasowe








Potrzebne będą:
- 170 g masła
- 1 puszka ananasów
- wiśnie kandyzowane/ z kompotu
- 4 jaja
- 200 g mąki tortowej
- 2 nie za czubate łyżeczki proszku do pieczenia
- 1/2 szklanki cukru

Przygotowujemy masło: kroimy w kostkę i odstawiamy aby nabrało pokojowej temperatury. Tortownicę (najlepiej o średnicy 24 cm) smarujemy dokładnie kawałkiem naszego miękkiego masła. Ananasa odsączamy z zalewy, której nie wylewamy ani nie wypijamy ;) Układamy na dnie tortownicy plasterki ananasa, i wiśnie. Jajka i 6 łyżek syropu ananasowego miksujemy na jednolitą masę.Przesianą mąkę, cukier i proszek do pieczenia mieszamy w drugiej misce. Do mieszanki z jaj i syropu dodajemy masło, i całą resztę uprzednio już wymieszaną. Miksujemy aż powstanie ładna, gładka masa. Tak przygotowane ciasto wykładamy na ananasa i wiśnie, delikatnie rozprowadzamy łyżką. Wstawiamy do nagrzanego piekarnika na 25-30 minut. Po 25 minutach sprawdziłam drewnianym patyczkiem jak sytuacja wygląda. Wciąż się lepiło, więc zostawiłam jeszcze na 10 minut. Kiedy ciacho się upiecze, odstawiamy na kilka minut do ostygnięcia, potem już tylko wystarczy odkroić boki, zdjąć obręcz, przykryć talerzem/paterą/tacą i obrócić do góry dnem ;) 

Mała rada:  W tym przepisie, należało blachę wyłożyć papierem do pieczenia, i posmarować go masłem. Zrobiłam tak, ale nie polecam tego. Papier zwilgotniał, namiękł od gorąca i pofałdował się. Ciasto nie przywarło, ale zostały na nim odbite paski od tych fałdek. Nie wygląda to za ładnie. Jeśli się przyjrzycie na zdjęciu to można je zauważyć. 

Ha! i jestem prawie jak Bree Van De Kamp!
A teraz jak już upieczecie, zobaczcie jak wyszło Gabi...

Smacznego,
Alicja


Przepis na ciasto pochodzi ze strony: kwestiasmaku.com

niedziela, 3 marca 2013

Brukselka z orzechami i jabłkiem

   Brukselka, tuż obok szpinaku to postrach wszystkich dzieci ;) Podejrzewam, że i niektórych dorosłych.
   Mnie też straszyła, aż do chwili kiedy znalazłam ten przepis. Próbowałam już wcześniej, samą z solą, smażoną, gotowaną, robioną na parze, z boczkiem, w bułce tartej, z fasolą, z cudami wszelkimi. Efekt zawsze był ten sam, krzywa mina mówiąca "czy ja się nigdy nie nauczę, że brukselka to nie jest moje danie?" Pewnego dnia, postanowiliśmy z Tomaszkiem po razu drugi (za pierwszym wymiękłam przy grochu z wiórkami kokosowymi) być wegetarianami. A bycie niemięsożernym ssakiem, wymaga przynajmniej na początku poszukiwań. Wertowałam, przeglądałam tysiące stron z wegetariańskim jedzeniem. I tak znalazłam "Vegelicious", a tam przepis na brukselkę. Jak wygląda nasze bycie vege? Hmmm... jest trudno. Jeśli ktoś z Was kiedykolwiek próbował to wie, że nie jest łatwo zrezygnować z kotletów schabowych lub kurczaka w sosie słodko-kwaśnym. Oj, nie jest łatwo. Ale próbujemy! Oczywiście zrezygnowaliśmy z mięsa z powodu cierpienia zwierząt. Nie jest też tak, że od razu wszystko odstawiliśmy i teraz zajadamy się tylko soją ;) Nie. Bo jesteśmy początkujący, wciąż się uczymy nowych potraw i powoli oswajamy się z brakiem mięsa w menu. Zdarza nam się zjeść potrawę mięsną, nie ukrywam, ale staramy się jednak je ograniczać do minimum i sami nie kupujemy. Wybierając jajka, kupujemy te z oznaczeniem 0 lub 1 (są to jajka pochodzące z hodowli na wolnym wybiegu). Ktoś powie, że to kropla w morzu lub, że nie jesteśmy konsekwentni. Ale przecież każde morze składa się właśnie z takich mały kropel. I fakt, czasem ulegamy na rodzinnym obiedzie u siostry, i kurczak ląduje w naszych brzuchach, ale mam nadzieję i wierzę, że nadejdzie taki dzień kiedy już w ogóle nie będziemy tęsknić za mięsem. 
     
Zatem teraz, bardzo Vegelicious obiad!

Brukselka w towarzystwie orzechów i jabłek






Potrzebne będą:
- 2 łyżki oleju
- 0,5 kg brukselki
- odrobina soli i pieprzu
- duże jabłko
- 2 ząbki czosnku
- 1 łyżeczka miodu/syropu z agaw/syropu klonowego
- garść orzechów włoskich
-  sok z połowy cytryny

Wszystkie brukselki po umyciu siekamy, wrzucamy na patelnię na rozgrzany olej, solimy i pieprzymy odrobinę (ok. 0,5 łyżki). Po 10 minutach, kiedy brukselka już nam się udusi, dodajemy pokrojone w małe kawałki, obrane jabłko, łyżkę miodu/syropu, sok z cytryny, orzechy i posiekany czosnek. Dusimy jeszcze chwilkę 2-3 minuty i już!

Można jeść na ciepło z ryżem lub kaszą albo wcinać samą ;)

Smacznego,
Alicja

Ps. A Wy, próbowaliście kiedyś żyć bez mięsa?

piątek, 1 marca 2013

Chleb w jajku

  Dorosłość jest O-KRO-PNA ! Też tak myślicie? Jeju, jak to wspaniale było za gówniarza niczym się nie przejmować. Budować bazy, bawić się z sąsiadem w Gwiezdne Wojny albo Dom ;) Chodzić latem co pięć minut do sklepu po lizaki lodowe. Pić oranżadę, i tak mocno przytykać butelkę do ust, że aż zostawał różowy ślad. Pierwsze randki, pocałunki, pierwsze buty na obcasie! Wszystko było takie nowe, świeże. I bałam się się tego wszystkiego, ale z dziecięcą ciekawością, odwagą, brnęłam we wszystkie kłopoty świata. Pamiętam jak kiedyś przyjechał do mnie kuzyn, którego nie lubiłam zbytnio. Co gorsza, strasznie się wywyższał przed moim ulubionym sąsiadem! A kolega sąsiad, starszy ode mnie o 2 lata, był moim i kuzynek guru. Mistrz w każdej postaci! Wszystkie dziewczyny w Wawrowie zawsze wysyłały kartki walentynkowe Tomaszowi Ch ;) I ten mój nieznośny kuzyn, śmiał w ogóle porównywać się z Tomaszem Ch ?! Ba! On nawet próbował być od niego lepszy! Oczywiście nie mogłyśmy na to pozwolić! Plan był prosty. Wziąć sporą ilość smaru z traktora, posmarować klamkę i czekać, aż koszmarny kuzynek się złapie! Prawda, że genialny plan? Był, do czasu. Jak to bywa z takimi pomysłami, musiał się napatoczyć ktoś dorosły i... złapać za klamkę. To była moja Mama. Oczywiście zaraz, że co to za głupstwa, co za wymysły, co za smar, ktoś to zaraz będzie sprzątał. Dorośli w ogóle nie wiedzą o co chodzi... Po uszach dostałyśmy, ale nic to! Honor sąsiada został nietknięty!
  A pamiętacie potrawy które wcinaliście będąc dziećmi? W moim Wawrówku królowała zupa mleczna. Z tak gęstymi kluskami zacierkami, że łyżka stała. Rano, szłam po bułki, smarowałam masłem, miodem. Babcia gotowała zupę i wspólnie z Tatą pałaszowaliśmy cały garnek. Ciekawe czy to smak potraw z dawnych lat był tak niesamowity, że wymiękamy na samo wspomnienie? Czy może to dzięki wspomnieniom związanym z nimi? Może jedno i drugie? Na pewno! Tak łatwo a zarazem tak ciężko było być dzieckiem. I kubki smakowe, którym wystarczyło utarte jajko z cukrem, albo Vibovit. A teraz? Teraz zachciało nam się krewetek, kaparów, pesto....

Składając hołd umorusanej buzi, SKO, lizakom lodowym, oranżadką w proszku, dziś coś co przypomina mi zapach tamtych lat. Moi Drodzy, oto chleb w jajku ;)


Chleb w jajku







Potrzebujemy:
- 2 lub 3 kromki chleba
- 2 jaja
- szczypta soli
- masełko do smażenia

Roztrzepujemy jaja, doprawiamy solą, maczamy w nich kromki chleba i smażymy na patelni, na masełku, z dwóch stron.
Łatwiej się nie da!

;-)

Smacznego!
Alicja