środa, 23 stycznia 2013

Cannelloni ze szpinakiem i sosem beszamelowym.

 Za niespełna miesiąc a dokładnie 24 lutego, moje ulubione święto! Pełne kolorowych sukien, świecidełek, przystojnych mężczyzn i pięknych kobiet! A co najważniejsze, wypełnione po brzegi... filmami. 
 Gala wręczenia Oscarów 2013 już tuż, tuż. Nóżkami przebieram, filmy pochłaniam i oczywiście kciuki ściskam. Naprawę nie potrafię wyjaśnić, dlaczego jest to coś tak niesamowitego dla mnie. Czekam cały rok z niecierpliwością. Później kupuję popcorn, nachosy, pepsi lub inne smakołyki i siedzę przed telewizorem do rana. Kiedyś nawet, wynajęłam pokój w domu koleżanki by móc zobaczyć jak Incepcja zgarnia cztery Oscary, a całe zamieszanie przez to, ponieważ nie miałam sprawnego Canal Plusa. 
 Czerwony dywan, suknie przygotowywane przez najlepszych projektantów na miesiące przed galą, smokingi dżentelmenów i te emocje... Moment na chwilę przed otwarciem koperty, kiedy wszyscy łącznie ze mną, siedzą z zapartym tchem i czekają na wynik jest strasznie ekscytujący. I ta radość! Wspaniała, czysta, ogromna, promieniująca radość. Pamiętacie jak Adrien Brody złożył na ustach Halle Berry hollywoodzki pocałunek? Dostał wtedy nagrodę za "Pianistę" To była radość niekontrolowana, jego pierwsza nominacja i pierwszy Oscar. To jeszcze nic! Wzruszenie w moim organizmie wzrasta do rozmiarów niemożliwych wręcz, gdy oglądam jak w 1999 roku, Sophia Loren wykrzykuje: Roberto! A w sekundę potem Roberto Benigni wskakuje na krzesełka i cieszy się przeogromnie. Jak bardzo dziwne to jest, nie potrafię powiedzieć. I choć "Życie jest piękne" to tytuł przez który nie mogę przebrnąć już od kliku lat, wszystko dlatego, że w połowie zaczynam płakać tak, że przez łzy już nic nie jestem w stanie zobaczyć. Sądzę, że przyjdzie kiedyś ten odpowiedni dzień, w którym moje nerwy i łzy będą na wodzy. Na pewno. Gorąco również przeżywałam galę w której nominowany był Avatar, film o którym delikatnie mówiąc nie mam najlepszego zdania, zrobiony przez Jamesa Camerona. Rywalką była ex żona Jamesa Wyczynowca, Kate Bigelow ze swoim Hurt Lockerem. Ze szczęścia, że Avatarowi przypadło drugie miejsce, latałam prawie pod sufitem! Krzyki, śmiech, brawa, aż się mama Basia obudziła. O zgrozo! A miałam już nigdy, przenigdy, nie wypowiadać tej nazwy. W tym roku będzie podobnie, emocje, pyszności, kciuki czerwone od zaciskania, a na sam koniec okrzyk radości. Bo w tym roku (uwaga! zaklinam rzeczywistość) wygrają Bestie.... 
A teraz już pora na kolację ;)


Cannelloni ze szpinakiem i sosem beszamelowym.





                                                    
                                         Zapachniało nawet Metodzie  ;-)

Sos beszamelowy:
- 2 szklanki mleka
- 1/4 kostki masła
- 2 łyżki mąki
- 1/2 łyżeczka soli
- 1/4 łyżeczka pieprzu
- szczypta gałki muszkatołowej

Masło topimy na małym ogniu, wsypujemy mąkę i wciąż trzymając na ogniu mieszamy cały czas, aż do uzyskania jasnozłotej zasmażki. Wlewamy mleko z sokiem z cytryny, i dodajemy wszystkie przyprawy. Mieszając cały czas doprowadzamy sos do zgęstnienia. Należy pamiętać, że sos beszamelowy ma to do siebie, że gęstnieje jeszcze po zdjęciu z ognia. Trzeba więc go cały czas mieszać w trakcie zagęszczania aby się nie przypalił. 

Cannelloni:
- makaron cannelloni (ja kupiłam Baronia Pennoni Giganti Artigianali - trzeba go najpierw podgotować bo jest niezłym grubasem, ok 10 minut, inne cannelloni niekoniecznie, zależy od przepisu na opakowaniu)
- 500 g szpinaku
- 1 jajko
- czosnek - tyle ile lubicie
- dwie łyżki śmietany
- pieprz, sól
- trochę startego żółtego sera

Podgotowujemy makaron, jeśli tego wymaga. Szpinak dusimy na masełku ok 10 minut, dodajemy posiekany drobno czosnek, przyprawy, śmietanę. Kiedy już ładnie odparuje cała woda, wbijamy jajko, które pomoże nam uzyskać bardziej zbitą konsystencję szpinaku. W trakcie duszenia szpinaku, przyrządzamy sos beszamelowy. Rozsmarowujemy go na spodzie naczynia żaroodpornego, nadziewamy makaron farszem szpinakowym i układamy na sosie. Smarujemy sosem, i układamy kolejną warstwę potem znów smarujemy sosem, posypujemy serem i zapiekamy w piekarniku. Długość trzymania dania w piekarniku, zależy od makaronu który macie. Przy wcześniejszym podgotowaniu, wystarczy tylko chwila do rozpuszczenia się sera, przy surowym znacznie dłużej, ok 30 minut.

Smacznego, 
Alicja

ps. musicie to zobaczyć!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz