poniedziałek, 11 lutego 2013

Oliwki pieczone

 Chcę już koniec lutego! Chcę, żeby ta okropna zima już sobie poszła. I choć dzielnie sobie z nią radzę, i to bardzo przyjemnymi sposobami to mam już jej po dziurki w nosie. Chcę już lato! Chcę chodzić po lesie tylko w sandałach, zbierać jagody w lesie u babci Stasi, jeść je ze śmietanką, na pomoście mocząc stopy w ciepłym jeziorze. 
 Ale najbardziej na świecie to chcę już oglądać Oscary. Jeszcze 13 dni! Wieczór już mam zaplanowany. Będzie szampan, zacne towarzystwo, dobre jedzenie, kołderka i trąbki do wiwatowania! A co! I (uwaga to jest groźba) jeśli Anne Hathaway nie dostanie statuetki, za drugoplanową rolę to... to... to... to jeszcze nie wymyśliłam co, ale na pewno nie ujdzie im to na sucho! ;) Ale zanim gwiazdy pokażą nam swoje śnieżnobiałe zęby, dziękując Bogu, rodzinie, przyjaciołom, psu, kotu za nagrodę, zanim popłyną pierwsze łzy wzruszenia, ktoś musi to wszystko zaplanować, i nakarmić głodne, wyrzeźbione brzuchy Hugh Jackmana i Quentina Tarantino. Z tym wyrzeźbieniem to raczej tylko Hugh. (co nie Rafał? :-] ) O brzuchy na bankiecie zadba jedyny taki, wspaniały, niezastąpiony od 18 lat Wolfgang Puck. Jego doskonały styl i szyk z jakim przygotowuje potrawy nadadzą pooscarowej gali na pewno niezapomnianego smaku. Uchylono już rąbka tajemnicy, i zdradzono co w tym roku pojawi się na stołach w Dolby Theatre w Hollywood. I na pewno nie będzie to popcorn i nachosy. Puck w tym roku, musi zadowolić gusta prawie 1500 osób! Aktorzy, operatorzy, kostiumolodzy, reżyserzy, dźwiękowcy będą mogli wybierać spośród około 50 potraw. 

 A oto kilka pozycji z tego wykwintnego menu:

- sałatka z japońskiej brzoskwini
- grillowane karczochy
- ciasto z kurczaka z czarnymi truflami
- wegańska pizza hors d' oeuvres 
- sałatka z buraczków i orzechów
- wędzony łosoś i chrupkie pieczywo w kształcie statuetek 
- czekoladki również w kształcie Oscara ;)

Całkiem przyjemnie, prawda?





 W mojej wawrowskiej, maleńkiej kuchni przez chwilę dziś było równie wykwintnie. Pozwoliłam sobie na niecodzienne połączenie. Miałam małą chandrę, najpierw myślałam, że coś upiekę ale potem wpadł mi w oko przepis Trish Deseine na pieczone oliwki. Smak jest... nieszablonowy, powiedziałabym, że nawet niepokojący. Bo mamy do czynienia z czarnymi, gorzkimi oliwkami i słodką pomarańczą. Do tego odrobina czosnku i równie gorzkiej oliwy. Czy to aby nie za dużo, nie za śmiało? Spróbujcie sami. Na pewno, nie wszystkie kubki smakowe to zatwierdzą. Moje podniebienie było zaintrygowane, i choć do końca nie przekonało się do rozmarynu to szybko podpowiedziało, że miód by wszystko zrównoważył.




Potrzebujemy:
- 25 dag czarnych oliwek
- 1 ząbek czosnku
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- szczypta rozmarynu
- 1 pomarańcza

Rozgrzewamy piekarnik do 150 stopni. Oliwki wkładamy do żaroodpornego naczynia, z pokrojonym czosnkiem, posypujemy odrobiną rozmarynu, polewamy oliwą i sokiem z połówki pomarańczy. Drugą połowę kroimy w cienkie ćwiartki i układamy obok oliwek. Pieczemy ok 20 minut. 

Intuicja mi podpowiada, żeby zastąpić rozmaryn łyżką miodu. Wymieszać z wyciśniętym sokiem z pomarańczy i wtedy dopiero polać oliwki. Byłoby słodko-gorzko. Następnym razem spróbuję.
Oliwki jadłam z klasyczną grzanką z wyskakującego tostera. 

Smacznego, Alicja. 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz