wtorek, 19 lutego 2013

Sałatka z mozzarellą, pomarańczą i szpinakiem.

Dziś szybko, tylko klika zdań, bo czekają na mnie małe przyjemności. Lubicie się rozpieszczać? Ja bardzo! Szczególnie w chłodny, zimowy wieczór, kiedy pies i kot siedzą cały czas pod kaloryferem a za oknem świszczy mroźny wiatr. Na wieczór pełen uciech zaplanowałam: Tomasza, ciepłą kołderkę, termofor i film. Bo cóż przyjemniejszego, niż dotykanie zimnymi stopami gorącego termoforu, wcinając popcorn i podziwiając na ekranie Daniela Day-Lewisa. Oglądamy dziś, ponoć bardzo monumentalne, amerykańskie  kino - Lincoln. Masa nominacji do Oscarów, no i Daniel, Daniel, Daniel, Daniel. Dla mnie jest świetny. Nieziemskie kreacje filmowe ("Aż poleje się krew" , "Ostatni Mohikanin") i doskonały styl, dojrzałego mężczyzny z nutką zbira. Clooney, Banderas, pfff.... oni są po prostu stylowi a Daniel ma to coś. I uwielbiam gdy nosi kapelusze.

I jeszcze coś, co sprawi dużo frajdy, na przykład przy jutrzejszym śniadaniu ;)

Sałatka z mozzarellą, pomarańczą, szpinakiem i orzechami.






Potrzebne będą (na 4 porcje, na małych talerzach):
- pół główki małej sałaty lodowej
- 2-3 garści świeżego szpinaku
- 2 kromki chleba
- 1 pomarańcza
- 1 mozzarella (lub jedno opakowanie takich mini kuleczek z mozzarelli)
- 2 łyżki oliwy z oliwek
- garść orzechów laskowych
- sól, pieprz

Sałatę i duże liście szpinaku szatkujemy (mniejsze listki szpinaku mogą zostać w całości, będzie bardzo ładnie wyglądało). Kroimy pomarańczę i mozzarellę w małe kawałki. Kromki chleba pokrojone w małe kostki smażymy na patelni z łyżką oliwy aż się zarumienią. Muszą lekko ostygnąć, wtedy wszystko ze sobą mieszamy, posypujemy pieprzem, odrobiną soli, i orzechami. Ja nie drobiłam orzechów. Ale jak wolicie ;)
Polewamy łyżką oliwy, mieszamy i mamy kolorowe, bardzo wiosenne śniadanie, albo kolację zimową porą!

Smacznego,
Alicja

poniedziałek, 11 lutego 2013

Oliwki pieczone

 Chcę już koniec lutego! Chcę, żeby ta okropna zima już sobie poszła. I choć dzielnie sobie z nią radzę, i to bardzo przyjemnymi sposobami to mam już jej po dziurki w nosie. Chcę już lato! Chcę chodzić po lesie tylko w sandałach, zbierać jagody w lesie u babci Stasi, jeść je ze śmietanką, na pomoście mocząc stopy w ciepłym jeziorze. 
 Ale najbardziej na świecie to chcę już oglądać Oscary. Jeszcze 13 dni! Wieczór już mam zaplanowany. Będzie szampan, zacne towarzystwo, dobre jedzenie, kołderka i trąbki do wiwatowania! A co! I (uwaga to jest groźba) jeśli Anne Hathaway nie dostanie statuetki, za drugoplanową rolę to... to... to... to jeszcze nie wymyśliłam co, ale na pewno nie ujdzie im to na sucho! ;) Ale zanim gwiazdy pokażą nam swoje śnieżnobiałe zęby, dziękując Bogu, rodzinie, przyjaciołom, psu, kotu za nagrodę, zanim popłyną pierwsze łzy wzruszenia, ktoś musi to wszystko zaplanować, i nakarmić głodne, wyrzeźbione brzuchy Hugh Jackmana i Quentina Tarantino. Z tym wyrzeźbieniem to raczej tylko Hugh. (co nie Rafał? :-] ) O brzuchy na bankiecie zadba jedyny taki, wspaniały, niezastąpiony od 18 lat Wolfgang Puck. Jego doskonały styl i szyk z jakim przygotowuje potrawy nadadzą pooscarowej gali na pewno niezapomnianego smaku. Uchylono już rąbka tajemnicy, i zdradzono co w tym roku pojawi się na stołach w Dolby Theatre w Hollywood. I na pewno nie będzie to popcorn i nachosy. Puck w tym roku, musi zadowolić gusta prawie 1500 osób! Aktorzy, operatorzy, kostiumolodzy, reżyserzy, dźwiękowcy będą mogli wybierać spośród około 50 potraw. 

 A oto kilka pozycji z tego wykwintnego menu:

- sałatka z japońskiej brzoskwini
- grillowane karczochy
- ciasto z kurczaka z czarnymi truflami
- wegańska pizza hors d' oeuvres 
- sałatka z buraczków i orzechów
- wędzony łosoś i chrupkie pieczywo w kształcie statuetek 
- czekoladki również w kształcie Oscara ;)

Całkiem przyjemnie, prawda?





 W mojej wawrowskiej, maleńkiej kuchni przez chwilę dziś było równie wykwintnie. Pozwoliłam sobie na niecodzienne połączenie. Miałam małą chandrę, najpierw myślałam, że coś upiekę ale potem wpadł mi w oko przepis Trish Deseine na pieczone oliwki. Smak jest... nieszablonowy, powiedziałabym, że nawet niepokojący. Bo mamy do czynienia z czarnymi, gorzkimi oliwkami i słodką pomarańczą. Do tego odrobina czosnku i równie gorzkiej oliwy. Czy to aby nie za dużo, nie za śmiało? Spróbujcie sami. Na pewno, nie wszystkie kubki smakowe to zatwierdzą. Moje podniebienie było zaintrygowane, i choć do końca nie przekonało się do rozmarynu to szybko podpowiedziało, że miód by wszystko zrównoważył.




Potrzebujemy:
- 25 dag czarnych oliwek
- 1 ząbek czosnku
- 1 łyżka oliwy z oliwek
- szczypta rozmarynu
- 1 pomarańcza

Rozgrzewamy piekarnik do 150 stopni. Oliwki wkładamy do żaroodpornego naczynia, z pokrojonym czosnkiem, posypujemy odrobiną rozmarynu, polewamy oliwą i sokiem z połówki pomarańczy. Drugą połowę kroimy w cienkie ćwiartki i układamy obok oliwek. Pieczemy ok 20 minut. 

Intuicja mi podpowiada, żeby zastąpić rozmaryn łyżką miodu. Wymieszać z wyciśniętym sokiem z pomarańczy i wtedy dopiero polać oliwki. Byłoby słodko-gorzko. Następnym razem spróbuję.
Oliwki jadłam z klasyczną grzanką z wyskakującego tostera. 

Smacznego, Alicja. 


czwartek, 7 lutego 2013

Buchty drożdżowe z jabłkami

Naszło mnie dziś na Wojaczka.
Nie pamiętam jak na niego trafiłam, kiedy i gdzie.
Zapamiętałam tylko ten wiersz. Dla mnie genialny. Ludzie na forach dyskutują, kłócą się, opluwają bezsensownym słowami, próbują znaleźć rację: erotyk czy absolutnie nie. Smutny, pełen goryczy czy po brzegi zatopiony w miłości największej, najgłębszej. A może jedno i drugie? Nie lubię tego. Nie rozumiem po co to robią. Dziś dla mnie to list zostawiony na białej poduszce, ukradkiem, po cichu. Zostawiony przez kobietę wychodzącą z mieszkania mężczyzny, któremu oddała już wszystko. Któremu poświęciła wiele. Dużo, za dużo. Ale zrobiłaby to znów bez wahania. Widzę jak wychodzi, powoli zamyka za sobą drzwi. I choć nie chce, stawia kroki do przodu z nadzieją, że on w końcu uwierzy, zrozumie.


''Prośba'' Wojaczek.

Zrób coś, abym rozebrać się mogła jeszcze bardziej 
Ostatni listek wstydu już dawno odrzuciłam 
I najcieńsze wspomnienie sukienki także zmyłam 
I choć kogoś nagiego bardziej ode mnie nagiej 
Na pewno mieć nie mogłeś, zrób coś, bym uwierzyła 

Zrób coś, abym otworzyć się mogła jeszcze bardziej 
Już w ostatni por skóry tak dawno mi wniknąłeś 
Że nie wierzę, iż kiedyś jeszcze nie być tam mogłeś 
I choć nie wierzę by mógł być ktoś bardziej otwarty 
Dla ciebie niż ja jestem, zrób coś, otwórz mnie, rozbierz 






I trochę mojej, kuchennej poezji.
Buchty drożdżowe z jabłkami











Potrzebne będą:
Ciasto:
- 20 g drożdży
- 60 g cukru
- 450 g mąki
- 200 ml ciepłego mleka
- 100 g stopionego masła
- 3 żółtka
- 1 łyżka cukru waniliowego
- skórka z 1 cytryny
- szczypta soli
- 20 g masła do posmarowania blachy
- 50 g masła do posmarowania bułeczek
- 10 g cukru pudru do posypania

Nadzienie:
- 3-4 jabłka
- cukier
- cynamon

Sos:
- sok z 3 pomarańczy
- 130 g cukru
- 100 ml śmietanki kremówki
- 2 łyżki wody

Ciasto: Do miseczki wkrusz drożdże i rozetrzyj je z odrobiną cukru.  Wlej 100 ml mleka i wymieszaj z 100 g mąki. Odstaw do wyrośnięcia. Żółtka utrzyj z cukrem. Dodaj do rozczynu z resztą mąki i mleka, stopionym masłem, skórką z cytryny i szczyptą soli. Zagnieć ciasto, przykryj ściereczką i odstaw przynajmniej na godzinę do wyrośnięcia. Z ciasta uformuj wałek, pokrój w plastry. Każdy kawałek spłaszcz, nałóż porcję nadzienia. Sklej jak pączki, czyli po prostu uformuj nieduże kulki, połóż na wysmarowanej blasze, jedna koło drugiej. Posmaruj stopionym masłem, piecz ok 40 minut w tem. 170 stopni.

Nadzienie: Tak naprawdę, możecie do środka włożyć co się Wam tylko zamarzy. Ja włożyłam, kawałki jabłek usmażonych na patelni z cynamonem i cukrem. Jabłka należy pokroić w małe kawałki, dodać trochę cukru, cynamony i smażyć aż zmiękną.

Sos: Robiłam go pierwszy raz, był smaczny ale podejrzewam, że lepiej komponowałby się z nadzieniem np. marcepanowym. Tu po prostu było już bardzo słodko. Ale jeśli macie ochotę to próbujcie, może coś zmienicie i odkryjecie ekstra smak. A zrobiłam go tak: W małym rondelku rozpuść cukier w wodzie i skarmelizuj go na złoty kolor. Dodaj sok z pomarańczy i odparuj połowę. Po ostudzeniu wymieszaj ze śmietanką kremówką.

Nie zapomnijcie przypudrować bułeczek cukrem!
Do bucht piłam zimne mleko, smakowało wspaniale!

Smacznego!